sobota, 28 lutego 2015

Czas leci

W ostatnich dniach poszukuję pozytywnych emocji. Czuję się najlepiej w towarzystwie przyjaciół, otoczona ciepłymi barwami, z kubkiem kawy i w grubych pasiastych skarpetkach. I zachłannie łapię promienie słońca, przebijające się zza lutowych chmur.

Korzystając z ostatnich dni urlopu, pozytywnie naładowana, ale też ciut refleksyjna, zmalowałam kolejne strony w art journalu. Do tablicy Rapakivi oraz do żurnalowych wytycznych Kawy i Nożyczek



Jest więc moc ciepłych barw zachodzącego słońca i kontrastująca czerń. Pojawia się pismo, trochę cyfr w postaci dat. Jest wkomponowane w całość zdjęcie - z tego roześmianego paszczaka wyrosła pisząca te słowa, zatem pracę można chyba nazwać autoportretem.

Co najbardziej lubię w tych kartach? Zdecydowanie mozaikowe tło ze strzępków różnych papierów. Tworzenie go było świetną zabawą. Pierwszą taką, lecz nie ostatnią!


sobota, 21 lutego 2015

Mów po imieniu

Art journal w stylu C&S? Tak, dokładnie od tego postanowiłam zacząć przygodę z journalowaniem.

Ponieważ początek lutego będzie mi się kojarzył z permanentnym bałaganem (zarówno tym w pokoju, jak i we własnych emocjach), chciałam przywołać odrobinę równowagi do tego chaosu. Poszłam w minimalizm - i to dosłownie, bo poza białym gesso i czarną farbą akrylową nie ma na tej karcie nic więcej...




Zgodnie z wytycznymi pierwszego wyzwania Kawy i Nożyczek, zmierzyłam się z ręcznym pisaniem. A że własnego charakteru pisma nie cierpię, odwzorowałam dwie wybrane czcionki. Efekt w pełni mnie zadowala. Jest też o imieniu - to drugi warunek, stawiany w zadaniu - choć... pewnie ujęty ciut inaczej, niż wymyśliły to sobie autorki. 
O tym, dlaczego właśnie tak, piszę więcej na drugim blogu.
I przyznać muszę, że praca nad tą kartą była niczym terapia. Wpis trochę o mnie i bardzo, bardzo dla mnie.




Moja definicja imienia pokazuje się również tu i tam...:




wtorek, 17 lutego 2015

Pamiątka Chrztu Marcela

Muszę przyznać, że kartka, którą chcę dziś pokazać, jest jedną z moich ulubionych prac. Zamówiona przez Babcię, trafiła do małego Marcela z okazji jego Chrztu.
Miało być prosto i klasycznie, bez szaleństw i nieszablonowych rozwiązań. Pozwoliłam sobie jednak na drobne odstępstwa od tej reguły, dzięki czemu kartka nabrała charakteru.


Kartka chowa się w robionym na wymiar pudełku z grubego białego papieru z przezroczystym, foliowanym okienkiem. Bazą dla niej jest papier do akwareli o wysokiej gramaturze, delikatnie fakturowany. By przełamać jego czystą biel, użyłam pastelowej, błękitnej mgiełki oraz drugiej, pozostawiającej delikatnie brokatową poświatę.


Zamawiającej zależało na personalizacji, dlatego poza autorskimi życzeniami w środku kartki, na wieczku pudełka znalazła się papierowa "chorągiew" z imieniem dziecka. Jest też dyskretnie schowana kieszonka na banknoty.



Główną ozdobą całości jest jednak kwiatowo-tekturkowa kompozycja. Niebieskie różyczki powstały w wyniku barwienia białych kwiatków mgiełkami i markerami. Widoczne różane listki wycięłam ze zwykłego bloku technicznego, a następnie dodałam im nieco koloru kredkami akwarelowymi. Napis podniosłam na kosteczkach dystansujących.

Żałuje tylko jednego - że zdjęcia kartki znów robione były w bardzo kiepskim oświetleniu.


Wykorzystałam:
- papier akwarelowy 300g
- papier Crafty Moly z kolekcji Peace&Love
- tekturki Crafty Moly (napis "Chrzest" oraz ramkę "Ida")
- róże i pręciki od Rapakivi
- litery od Rapakivi
- kosteczki dystansujące
- piórko, mini kaboszony, listki z "szuflady".


Pamiątka Marcelka bierze udział w wyzwaniach:



niedziela, 8 lutego 2015

Poligon doświadczeń artystycznych

Coraz bardziej ciągnie mnie do takiego tworzenia, które nie ma absolutnie nic wspólnego z komercyjnym rękodziełem. Choć kartki okolicznościowe cieszą, szczególnie gdy widać radość na twarzy zamawiającego lub obdarowanego, to w gruncie rzeczy mam wciąż poczucie ograniczenia. Tworzę coś, co ostatecznie ma się spodobać osobie trzeciej, być jak najbardziej do niej dopasowane...

A dlaczego by nie zrobić czegoś pasującego do mnie? Czegoś, co wyraża wyłącznie mój pomysł?
Pierwszą próbkę sublimacji swoich myśli i emocji na pracę twórczą podjęłam przy "ekspresowym blejtramie" - efekty można zobaczyć tutaj. To było kilka niesamowitych godzin...
A gdy emocje opadły obiecałam sobie, że "sztuka dla sztuki" pojawi się jeszcze w moim życiorysie.

I tu z pomocą przyszła mi kreatywna ekipa bloga "Kawa i Nożyczki". Osobiste wyzwanie art-journalowe, do którego zapraszają autorki, było dla mnie impulsem, którego potrzebowałam. Nigdy nie prowadziłam żurnalu... Ale co z tego? 


Chwyciłam stary, podarty tu i ówdzie notes o dziwnych wymiarach. Okleiłam zszarpaną okładkę szarym papierem, na to weszły plastry i taśma... Stemple tu i tam, następnie lekka pasta strukturalna przez handmade'ową maskę. Chlapanie było istnym eksperymentem ze względu na wykorzystane media, którymi były tym razem (pierwszy raz w takim zastosowaniu) biały marker olejny i czarna farba tablicowa.




A później przybyły literki. Trochę metalu. Ptaszek z pocztówki IKEA, pociągnięty... top coat'em do paznokci.





Cały proces kreowania art journalu trwał trzy dni. Najpierw nie potrafiłam zabrać się za zrobienie "bałaganu" na czystej, prostej okładce ubranej tylko w papier. Później na chwilę załamałam się nad połączeniem stempli, plastrów i pasty strukturalnej, które absolutnie nie wyglądało tak, jak sobie to wyobrażałam. W końcu, po wyciągnięciu i odrzuceniu niezłego arsenału dodatków niemal stwierdziłam, że trzeba zamalować całość grubą warstwą gesso i rozpocząć pracę od początku...

Końcowy efekt bardzo mi się jednak podoba. Jest tak szalenie inny od tego, co zwykle wychodzi spod moich rąk, tak... eksperymentalny, że nie czuję potrzeby wprowadzania zmian. Jest struktura, a nie ma objętości, dlatego będę mogła bez trudu trzymać mój żurnal w torbie i na półce.

Przyświecającą temu art journalowi ideą jest - poza wyznaczanymi w wyzwaniu zasadami kolejnych "wpisów" - całkowita swoboda eksperymentowania i próbowania metod dotąd niezbadanych.
Mam wrażenie, że pierwszy ostrzał na tym poligonie jest już za mną.


Przy alterowaniu notesu użyłam między innymi:
- metalowych dodatków od Retro Kraft Shop (trybiki, klucz, kłódka, Prima Elementals) 
- literek od Rapakivi
- stempla Taśma Filmowa firmy Dovecraft
- stempla z zestawu Love Letters Stamperii
- kosteczek dystansujących

niedziela, 1 lutego 2015

Art is Joy

Usiadłam w piątek wieczorem, niesamowicie zmordowana całodziennymi (dosłownie!) działaniami różnymi, tymi w pracy zwłaszcza. Naleśniki, które wylądowały na moim talerzu, były paskudne, sok trącił nieświeżością, a pranie okazało się w dalszym ciągu mokre.
Nic nie zapowiadało przyjemnej końcówki dnia...

Przeglądając (tak trochę rutynowo już) blogi, natrafiłam na Ekspresowe Wyzwanie Rapakivi. Rzuciłam tylko okiem na wytyczne, a pomysł zapalił się w mojej głowie jak żarówka.
Zerknęłam na zegarek - dopiero dwudziesta druga, młoda godzina. Zabrałam się do pracy.

Chlapanie, mazianie, stemplowanie, cięcie, darcie, wiązanie i klejenie sprawiły mi mnóstwo radości! Początkowo monochromatyczna w zamyśle praca przekształciła się w pełen energii, warstwowy, nieco zabałaganiony blejtramik.
O czym? O moim postanowieniu noworocznym, by wrócić do rysunku. O radości z tworzenia. O poszukiwaniu motywacji i inspiracji.






Gdy kończyłam, było grubo po godzinie drugiej...


Na blejtramie znaleźć można m.in.
- papier Rapakivi Be Optimistic 3
- drewnianą mini klamerkę
- mini tag (również Rapakivi)
- stempel z kolekcji Love Letters Stamperii
- kryształki Prima
- sznurek Tiger
- farby, mgiełki domowej roboty, pastę strukturalną


Efekty wieczornej ekspresowej weny zgłaszam do wyzwań...

  
(wybrałam linię pionową słowa + tagi + rysowane linie, aczkolwiek sznurek + słowa + rysowane linie również pasuje)





Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka